reklama

Ocieplenie na chłodno - felieton Krzystofa Wiśniewskiego

Piątek, 31 Marzec 2023

Wygląda na to, że coraz mniej ludzi wierzy w globalne ocieplenie, a raczej w to, że to człowiek stoi za ocieplaniem się klimatu wskutek wzrostu ilości dwutlenku węgla w atmosferze. Liczni prorocy ociepleniowej apokalipsy ostatnio coraz rzadziej mówią o „globalnym ociepleniu”, a coraz częściej z ich ust pada określenie „zmiana klimatu”.

Najwyraźniej nawet ich wiara w tezę o ścisłej korelacji między produkowanym przez człowieka dwutlenkiem węgla a rosnącymi temperaturami znacząco osłabła. Szczególnie w obliczu bankructwa modeli komputerowych przewidujących zjawiska, którym rzeczywistość zdecydowanie zaprzecza.

Wiara wiarą, nauka nauką, ale przecież ci, którzy od lat straszyli klimatyczną apokalipsą, nie mogą dopuścić, żeby ludzie przestali się bać. W końcu liczne instytucje, instytuty, fundacje i stowarzyszenia zajmujące się ochroną klimatu muszą nadal istnieć i zarabiać. By nadal utrzymywać społeczeństwa w klimatycznym szachu, naukowcy – uznając, że ostrożność jest wskazana – stwierdzili, że lepiej mówić o „zmianie klimatu” niż o jego ociepleniu. Przecież jakaś zmiana na pewno kiedyś nastąpi, a masy ludzkie mogą wkrótce zapomnieć, czy miała być to zmiana na plus czy na minus.

W tym kontekście zasadniczo każde nietypowe zjawisko meteorologiczne może być dowodem na postępujące zmiany klimatyczne. Wyjątkowo ulewny deszcz czy grad, susza, tsunami, mróz czy upał albo powódź, burza czy huragan występujący w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej – każde z tych zjawisk może stać się dowodem na „zmianę klimatu”.

Warto zauważyć, że im mniej dowodów na korelację między cieplejszym klimatem a działalnością człowieka, w tym większą histerię wpadają dotychczasowi prorocy klimatycznej zagłady. Tym głośniej potępiają wszelki sceptycyzm wobec teorii, których sami nie potrafią udowodnić. I tym chętniej włączają w cały ociepleniowy przemysł rządy państw, biznes czy naukowe publikacje.

Od wielu lat opinii publicznej wbijano do głowy pojęcie „klimatycznego konsensusu” i mówiono, że wszyscy poważni naukowcy zgadzają się, że „debata na temat globalnego ocieplenia zakończyła się”. Jednocześnie próbowano – najczęściej bardzo skutecznie – zagłuszyć wypowiedzi naukowców, którzy formułowali wątpliwości co do bezinteresowności i wiarygodności proroków klimatycznej apokalipsy.

Warto bliżej przyjrzeć się pracy niejakiego Steve’a McIntyre’a, który od lat zwracał uwagę na manipulacje danymi, na tendencyjność w ich selekcjonowaniu, na pomijanie danych niewygodnych lub wręcz zaprzeczających teorii o ludzkim czynniku wpływającym na klimat. To właśnie dzięki pracy McIntyre’a i podobnych mu naukowców wiemy, że model komputerowy odpowiadający za tworzenie wykresów temperaturowych został zaprogramowany, by pokazywać gwałtowny wzrost w ostatnich latach bez względu na wprowadzane dane.

Co więcej, znaczna część czasopism naukowych od lat nie przyjmuje artykułów kwestionujących jakikolwiek aspekt globalnego ocieplenia. W wielu redakcjach takie artykuły nie są kierowane nawet do recenzji. Co ciekawe, redaktorzy tłumaczą się, że zaprzeczanie zmianom klimatycznym jest zawsze motywowane politycznie, podczas gdy sami – odrzucając całkowicie jedną stronę sporu – idą na pasku politycznych mocodawców stojących za klimatycznymi teoriami.

To wszystko jednak jeszcze nic. Bo teorie teoriami, naukowcy naukowcami, spory sporami, ale świat klimatologów doznał potężnego wstrząsu, kiedy światło dzienne ujrzały tysiące plików i maili wykradzionych (lub celowo ujawnionych) z Climatic Research Unit przy Uniwersytecie Wschodniej Anglii, czyli instytutu badawczego, którego prace stanowiły przez lata filar polityki klimatycznej.

Wczytanie się w te materiały pozwala dostrzec spektakularną skalę manipulacji, jakiej dopuścili się naukowcy w imię podtrzymywania teorii, która – jak się okazuje – nie ma podstaw naukowych. Maile wymieniane przez pracowników CRU pokazują również zaciekłość, z jaką zwalczali wszelkie próby podważenia czy chociażby weryfikacji publikowanych przez nich danych i opracowań. Opublikowane pliki wskazują już teraz jednoznacznie, że ocieplanie klimatu na skutek działalności człowieka to nic innego jak gigantyczny, wielomiliardowy przemysł, na którym zarabiają zarówno naukowcy, jak i światowe korporacje zaangażowane w produkcję ekologicznych produktów służących jakoby ratowaniu planety.

Bowiem cały przemysł ekologiczny powiązany jest ściśle z raportami opracowywanymi właśnie przez CRU i związane z tą instytucją ośrodki. Wszystkie protokoły klimatyczne podpisywane z wielką pompą przez możnych tego świata mają swoje źródła właśnie w danych klimatycznych opracowanych i – jak się okazuje – zmanipulowanych przez CRU.

 

Najbardziej spektakularne manipulacje, jakie poznajemy z ujawnionych dokumentów, to te związane z usuwaniem niewygodnych danych. Sam dyrektor CRU, Phil Jones, przyznaje w korespondencji z roku 2008, że przy okazji przeprowadzki do nowej siedziby usunięto całe bazy danych, na których oparto raporty klimatyczne. Jednocześnie namawia swoich kolegów do usunięcia maili i danych sugerujących inne niż oficjalne wyniki badań nad klimatem.

Inny wysokiej rangi pracownik CRU, Michael Mann, sugeruje Jones’owi w roku 2003, że dobrym pomysłem byłoby użycie na wykresach skali 2000 lat zamiast 1000, aby „zneutralizować domniemany ciepły okres średniowiecza”. Jednocześnie Mann otwarcie pisze o bojkocie naukowych czasopism, które publikują artykuły krytyczne wobec klimatycznej histerii. Dodaje, że konieczna jest współpraca z „rozsądniejszymi” czasopismami, które wiedzą, „co mają mówić”.

Natomiast odpowiedzią na głosy krytyczne wobec użycia przez CRU błędnych baz danych klimatycznych jest... usunięcie tych baz oraz kodów źródłowych programów, które dane te analizowały. Tym samym do dyspozycji naukowców pozostają jedynie raporty odwołujące się do danych, których nikt nie jest w stanie sprawdzić ani zweryfikować.

Do tej pory nikt z CRU nie zaprzeczył autentyczności żadnego z opublikowanych plików ani maili. Można zatem stwierdzić, że mit globalnego ocieplenia wywołanego przez działalność człowieka został w dużej mierze naukowo zdyskredytowany. Mimo to w mediach nadal funkcjonuje jako dogmat, a rządy większości państw rozwiniętych starają się wtłoczyć swoje społeczeństwa w ekologiczne ramy, zmuszające do ograniczenia emisji dwutlenku węgla.

I warto zauważyć, że sama idea zmniejszenia tej emisji nie jest zła. Jedynie opieranie jej na fałszywych i zmanipulowanych raportach stawia ją w bardzo złym światle i pozbawia jakichkolwiek naukowych podstaw. Kiedy bowiem informacje o manipulacjach i fałszerstwach trafią do szerokiej opinii publicznej, na nic zdadzą się tłumaczenia, że słuszna jest idea przestawienia Europy czy Ameryki na ekologiczne tory. Na nic zdadzą się wyjaśnienia, że ograniczenie konsumpcjonizmu samo w sobie nie jest złe.

Społeczeństwa poczują się – i bardzo słusznie – oszukane. A zaufanie oszukanego społeczeństwa bardzo trudno odzyskać. I kiedy będzie trzeba je przekonać do naprawdę koniecznych działań, będzie to niezwykle trudne.

Krzysztof Wiśniewski

Najnowszy numer
Kwiecień 2024 (171)
reklama
Pogoda
booked.net
Waluty