reklama

Wybran w koniczynie: O Polonii i jej kulturze w Dniu Flagi i święta Polaków na obczyźnie

Wtorek, 2 Maj 2023

Zacznę banalnie i rozrywkowo – wypoczynkowo. Kto bowiem nie lubi odpoczywać? To święto zostało wprowadzone, aby połączyć pierwszomajowe Święto Pracy z uroczystościami związanymi ze świętem Konstytucji 3 maja uchwalonej w 1791 r.

Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej został wprowadzony przez polski parlament stosowną ustawą z 20 lutego 2004 r., której autorem był poseł Edward Płonka z Platformy Obywatelskiej. Tego samego dnia obchodzony jest Dzień Polonii i Polaków za Granicą.

Dzień Polonii i Polaków za Granicą to dobry moment, aby zastanowić się, czym dla nas na Szmaragdowej Wyspie jest Polska i jak budować solidarność między rodakami. A zagadnienie „solidarności i wspólnoty” budzi mnie czasami w nocy, kiedy myślę o braciach rodakach.

Szczególnie wyryły się na kamiennych tablicach mojej pamięci niezwykłe słowa Marioli Świetlickiej, prezes Stowarzyszenia Polaków w Wielkiej Brytanii – Poland Street, która przed laty podczas radiowej rozmowy powiedziała mi: Pewne rzeczy doceniamy bowiem, kiedy jesteśmy daleko od ojczyzny.

Z doświadczenia wiem, że pewne rzeczy człowiek uważa za normalne, niezmienne i wieczne. Z biegiem czasu owa normalność i niezmienność nie są już zauważane. Polacy żyjący poza Ojczyzną przenoszą na obce lądy uprzedzenia, podziały i złośliwości. Kiedy przysłuchuję się rozmowom polityków wszystkich opcji (ostatnio na szczęście coraz rzadziej) mówiących „o dobru Polaków”, „lepszej przyszłości Ojczyzny”, „ponadnarodowej gniazdowości”, często stwierdzam, że choć te idee i motta brzmią chwalebnie, to wykonanie ich jest mierne i poniżej krytyki.

Wyłania się z tych „debat” obraz zawłaszczania dusz i serc Polaków do swoich politycznych gierek. Rzeczpospolita jawi się jako postaw sukna czerwonego z powieści „Potop” Henryka Sienkiewicza. Oczywiście wyżej cenię osiągnięcia obecnej władzy, mimo wielu jej zaniedbań i niedociągnięć, niż obywatelskich i postkomunistycznych poprzedników.

Polacy, beznamiętnie i na zimno „rozgrywani” przez polityków, dawno już starli gumką myszką wspólne mianowniki. To także przenosi się na środowiska polonijne. Ze smutkiem, ale i wzburzeniem patrzę, jak niweczony jest plan wprowadzania języka polskiego do irlandzkich szkół przez (sic!) polskie organizacje, które powołano z myślą o takich działaniach.

Postaw sukna i smak pieczeni prywatności kusi i mami. Z tego wyłania się ponury obraz. Bardziej Irlandczykom zależy, aby język polski był obecny w ich systemie nauczania niż nam, Polkom i Polakom na Szmaragdowej Wyspie.

Teraz o czynnikach oficjalnych w kolejnych artykułach i audycjach radiowych słów kilka. Bowiem warto pokusić się o wnikliwą analizę i ich ocenę. Jedna rzecz tylko: nie pamiętam, aby z obecną ambasador RP w Dublinie odbyło się jakiekolwiek duże i otwarte spotkanie z Polakami. Dodaję – otwarte, a nie „na zaproszenia” czy z okazji rozmaitych okolicznościowych jubileuszy.

Dokumentna globalizacja, pośpiech życia, wygodnictwo tożsame z pójściem na łatwiznę i walka o każdy skrawek czasu sprawiają, że delikatna materia obcowania ze sztuką wysoką staje się… coraz delikatniejsza. Prawie przezroczysta. Tak też jest z Polakami na Szmaragdowej Wyspie i innych zakątkach.

Walka o czas, zapasy z sekundnikami wodzą na manowce. Jeżeli ludzkość zastanowi się, po co i gdzie biegnie, dlaczego walczy w pośpiechu o każdą minutę, to z przerażeniem stwierdzi, że po prostu nie wie.

Należy przyjrzeć się też wzajemnym relacjom pomiędzy światem rzeczywistym a jego dupliką czynioną ręką mass mediów, które często nazywam mianem „środków masowego rażenia”. Stajemy się tak leniwi, że nie chce nam się spojrzeć za okno. Po co, skoro jest internet? Po co, skoro jest telewizja i palec na cynglu pilota… I jeszcze – w mediach – ta wszechogarniająca znieczulica, brzydota i popkulturowa przemoc, ów gwałt przez oczy i uszy, że strawestuję Witolda Gombrowicza.

Przy tych rozważaniach musi także pojawić się pytanie: czy bezprawie, przemoc i głupota, którymi epatuje współczesna popkultura, są już jedynymi refleksami drapieżności i zła wyzierającymi z otaczającej nas rzeczywistości? Ergo, czy na to zagadnienie trzeba spojrzeć odwrotnie i twierdzić z całą stanowczością, że to prędzej kreacja mediów, które w pogoni za zyskiem schlebiają najbardziej prymitywnym gustom, a przy okazji nimi sterują i wyługowują nawet ślady poezji, literatury, filozofii… Ech, rozmarzyłem się…

Temat sztuki dla większości mediów zdaje się wychodzić naprzeciw zainteresowaniom tych, którzy o sztuce nie mają pojęcia albo się nią brzydzą (mówiąc często, że zbytnia elitarność wyklucza ogół), ergo nikt nią ich nie zaraził w sposób przystępny i atrakcyjny.

Z tych też powodów milczą na szerszych forach poeci, ale ta cisza ma swoje dwa warianty. Jest ona przymusowa i dobrowolna zarazem. Ów oksymoron diagnostyczny, który zahacza także o aksjologię współczesnego barbarzyństwa w rzece „wielkiego resetu”, jawi mi się jako zagadnienie ważniejsze od przełomów powieści, kryzysów liryki czy dramatu w odniesieniu do trudności natury technicznej (media i ich kierunek) i artystycznej. Ale to już temat na inne rozważania.

Problem milczenia poety to problem centralny dla mnie, poety współczesnego. Czy poeta poważnie myślący (w ogóle myślący) musi zamilknąć?

O promocji kultury oficjalnie

Wedle danych na koniec 2018 r. promocją kultury polskiej zajmowało się 25 instytutów polskich (m.in. w Austrii, Belgii, Bułgarii, Czechach, Chinach, Francji, Gruzji, Hiszpanii, Indiach, Izraelu, Japonii, Stanach Zjednoczonych Ameryki, Izraelu, Wielkiej Brytanii). Instytuty powołane decyzją Ministra Spraw Zagranicznych realizują cele polskiej polityki zagranicznej w sposób właściwy dla dyplomacji publicznej i kulturalnej.

Pytanie bez odpowiedzi nasuwa się samo przez się. Czy Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Dublinie zasygnalizowała choć raz (może o tym nie wiem, ale gdyby tak było, zapewne byłoby o tym głośno) potrzebę stworzenia wreszcie w Dublinie Instytutu Polskiego? Wtedy Irlandczycy – jedyny naród w Unii Europejskiej, który mówi w języku angielskim – mogliby bardziej poznać naszą kulturę, tradycję i spojrzenie na historię jako naszą narrację o niej.

Chwalebne jest to, że ambasada prostuje nieścisłe artykuły i przekłamania dziennikarzy w prasie wyspiarskiej. Ale to obowiązek i powinność takich placówek. Ciekawe są jednak wyniki kontroli NIK, która w ostatnich latach, po licznych kontrolach, wskazywała na „szereg mankamentów w obszarze promocji i budowania marki państwa. Polegały one na braku strategii takiej promocji, braku współpracy między właściwymi agendami państwa i niespójności w określaniu priorytetów i zadań oraz nieadekwatnym finansowaniu instytucji i projektów dotyczących polskiej obecności za granicą”.

Powraca jak bumerang pytanie, czy zasadnie są wydawane pieniądze polskich podatników. Niniejsza kontrola z 2018 r. miała więc jednocześnie charakter sprawdzający. „Ustalenia kontroli mogą stanowić podstawę do zaprojektowania i wprowadzenia zmian organizacyjno-prawnych” – czytamy w wynikach kontroli. Mogą, ale… nie muszą.

Pomimo powołania w kwietniu 2016 r. Międzyresortowego Zespołu do spraw Promocji Polski za granicą, to działający model promocji Polski w kwestii kultury i jej promocji nadal utrwala zjawisko rozproszenia sił i środków. W światowym rankingu marek narodowych – Anholt-GfK Nation Brands Index – pozycja Polski spadła z 26. miejsca w 2016 r. na 27. w 2017 r. Komentarz wydaje się zbyteczny…

Ciąg dalszy nastąpi zdecydowanie!

Rodacy, w dniu naszego majowego święta jedno życzenie tylko: szanujmy się!

Tomasz Wybranowski

Tomasz Wybranowski jest poetą, krytykiem muzycznym, literatem i dziennikarzem, obecnie dyrektorem muzycznym sieci Radia WNET (Białystok, Lublin, Łódź, Bydgoszcz, Wrocław, Kraków, Szczecin i Warszawa), szefem Studia 37 Dublin, a także prowadzącym i wydawcą programu „Polska Tygodniówka” w dublińskim radiu NEAR 90.3 FM (zawsze w środy o 19.00). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, dziennikarz miesięcznika „Kurier Wnet”, felietonista w „MiR”. W Republice Irlandii od 18 lat.