Irlandczycy nie chcą zmian w konstytucji - wyniki referendum
Mieszkańcy Irlandii w referendum z 8 marca sprzeciwili się zmianom w konstytucji. Chodziło o dwa artykuły dotyczące roli rodziny i obowiązkach domowych kobiet. Pierwsze sondaże wskazywały, że zmiany zostaną przyjęte z łatwością, o co zabiegał premier kraju.
Irlandia przeważającą większością głosów odrzuciła proponowane zmiany w konstytucji odnoszące się do definicji rodziny i roli kobiet w domu. Wcześniej rząd nawoływał do wyborców, aby nie robić "kroku wstecz".
Rząd uznał piątkowe głosowanie, zbiegające się z Międzynarodowym Dniem Kobiet, jako okazję do wpisania inkluzywności i równości do konstytucji z 1937 r. Prezent z okazji święta się jednak nie udał.
W referendum zaproponowano zmianę art. 41. konstytucji obejmującego nowelizację dotyczącą rodziny, proponując rozszerzenie definicji rodziny ze związku opartego na małżeństwie na "trwałe związki", takie jak pary żyjące w konkubinacie i ich dzieci. W nowelizacji przepisu o opiece rodzinnej zaproponowano zastąpienie odniesienia do "obowiązków matki w domu" klauzulą uznającą opiekę sprawowaną przez członków rodziny.
67,7 proc. wyborców zagłosowało przeciwko zmianom w definicji rodziny, a za nowelizacją opowiedziało się 32,3 proc. głosujących przy frekwencji 44,4 proc. Nieznane są jeszcze pełne wyniki w sprawie poprawki dotyczącej roli kobiet w domu, ale cząstkowe wskazują, że została odrzucona podobnym stosunkiem głosów.
- Naszym obowiązkiem było przekonanie większości ludzi do głosowania na "tak" i najwyraźniej nam się to nie udało - poinformował premier Irlandii Leo Varadkar. O przyjęcie obu poprawek apelowały niemal wszystkie partie reprezentowane w parlamencie, a do ich odrzucenia przekonywał irlandzki Kościół katolicki.
W przeddzień głosowania premier Varadkar poinformował, że głosowanie na "nie" byłoby "krokiem wstecz", który wysłałby niewłaściwy sygnał parom niezamężnym i utrzymywałby "bardzo staromodny język" na temat kobiet.
Jak podaje "The Guardian", zwrot w sprawie zmian w konstytucji nie był tylko reakcją konserwatywnej części społeczeństwa, lecz również feministek i innych grup postępowych, które miały namawiać do głosowania na "nie", nazywając propozycje niejasnymi lub niewystarczającymi.
Wszystkie sondaże przed głosowaniem wskazywały, że obie poprawki zostaną z łatwością przyjęte. Poparcie dla nich deklarowało około połowy ankietowanych, a przeciwko była jedna czwarta. Wskazywano również na spory odsetek niezdecydowanych oraz na to, że prawdopodobnie będzie niska frekwencja, a to zwykle sprzyja przeciwnikom zmian.