reklama

Uwierz w Święta

Wtorek, 19 Grudzień 2023

Co byście zrobili, gdyby świąt Bożego Narodzenia nie było? To niemożliwe, ale może dałoby się jakoś ten okres zagospodarować? Pewnie by się dało to zrobić. Tylko po co?

MACIEJ WEBER

To tak, jak z powiedzeniem, że przecież można bawić się bez alkoholu. Rodzi się jednak to samo pytanie, czyli znowu: po co? Popatrzmy najpierw, jak te święta wyglądają w Polsce i w Irlandii.

W starej ojczyźnie wigilia obchodzona 24 grudnia to w zasadzie najważniejszy dzień, a właściwie wieczór roku. Karpie, śledziki, wódeczka, a jak ktoś szczególnie religijny, to jeszcze pasterka. Właściwe Boże Narodzenie to 25 grudnia. Dzień święty, ale dla Polaka już nie aż tak uroczysty. To znaczy bardzo, lecz jednak nie najbardziej. Natomiast w Irlandii to dzień główny. Już o tym kiedyś pisaliśmy. Irlandczycy niby zaczynają, kiedy Polacy są już właściwie syci, ale trochę o tę wigilię „zahaczają” w ten sposób, że jak już się obudzą, to odbierają prezenty, jakie nocą zostawił Święty Mikołaj. A jest to dzień tak święty, że zamknięte są wszystkie restauracje i puby. A ten, kto przesiąkł już irlandzką atmosferą, wie, że to duże poświęcenie. Przynajmniej dla dużej części Irlandczyków. Spotkania przy bożonarodzeniowym stole są niezwykle ważną częścią irlandzkich obchodów świąt Bożego Narodzenia, dlatego wspólna biesiada trwa zwykle do późnych godzin.

26 grudnia to dla zwykłego Polaka po prostu drugi dzień świąt. Dla Irlandczyka to St. Stephen’s Day, czyli po naszemu dzień Świętego Stefana. Do drzwi pukają kolędnicy, zbierają datki i tak to się toczy. Zgodnie z tradycją dobrze jest przygotować im jakąś kwotę. Niby symboliczną, ale nie bądźmy w tym przypadku dziećmi – im więcej, tym lepiej. To oczywiste. I przekonują nas, że jeżeli niczego im nie wręczymy, to w przyszłym roku czekają nas mniej lub bardziej poważne kłopoty. Wierzcie lub nie, ale w razie czego, to nie do nas miejcie pretensje.

Jest jeszcze Nollaig Bheag, co oznacza święto Trzech Króli. Niby nie jest to już Boże Narodzenie, ale wspominamy, bo potem zapomnimy. A inaczej niż w Polsce, bo ten moment kończy już nieoficjalny, dwunastodniowy okres świąteczny. To właściwie „małe Boże Narodzenie”, kończące się rozebraniem choinki. Jest to istotne, gdyż jak głosi przesąd, wcześniejsze ściągnięcie dekoracji przynosi Irlandczykom pecha. Zwróćmy uwagę, że mowa tu o Irlandczykach, a my – mimo wszystko – nie jesteśmy Irlandczykami. A więc możemy rozbierać choinkę w każdej chwili.

Po drodze będzie oczywiście koniec roku – po naszemu sylwester. Co tu można powiedzieć. Tu akurat wielkich różnic nie da się zauważyć. Szampan i inne atrakcje. Całuski i co tam jeszcze sobie Państwo wymarzą. W każdym razie cały grudzień wygląda wesoło. Niby koniec roku, ale jakby dobry początek. A jak ktoś jeszcze ma urodziny w styczniu, to szykuje się dość ciężki okres, chociaż w sumie bardzo przyjemny.

No i dobra. To, co zwykle robi się w takich sytuacjach, już mamy za sobą. Wróćmy jednak do problemu wstępnego, czyli do tego, co by było, gdybyśmy jednak tego okresu świątecznego nie mieli obchodzić.

W Polsce byłoby to proste – oglądalibyśmy w tym czasie telewizję i jeszcze udawali, że święta są tam gdzieś w tle. Stacja telewizyjna Polsat uczyniła tradycję z tego, że nadaje film „Kevin sam w domu”. Pełen agresji, ale jednak zabawny. A inne stacje sięgają z lubością do „Die Hard”, czyli w polskim tłumaczeniu „Szklanej pułapki”. Dużo agresji – jeszcze więcej niż u Kevina. A trup ściele się gęsto. Wygląda na to, że amerykańskie filmy z przemocą nawet nie w tle, a na pierwszym planie, to czysto polski, świąteczny obyczaj. Irlandczyk powiedziałby pewnie – a cóż to za problem? Wystarczy pójść do pubu. Tylko że jak są święta, to puby zamknięte. Ale gdyby ów Irlandczyk był jednak przytomny (bo jeszcze nie zaszedł do pubu), powiedziałby w takiej sytuacji, że skoro nie ma świąt, to puby są przecież otwarte. Ależ to wszystko skomplikowane.

Gdyby nie było świąt, to należałoby pewnie się cofnąć do początku świata, zakwestionować to, że Chrystus się rodził i takie tam fundamentalne stwierdzenia. Nie czas tu i miejsce na takie rozważania. Jak ktoś nie chce świąt, to po prostu ich nie obchodzi. To sprawa zdecydowanie indywidualna. I sporadyczna, bo przecież wszyscy właściwie je po prostu obchodzą. Jak ktoś ma dosyć świątecznej atmosfery, to leci sobie do ciepłych krajów i to też jest w porządku. Jak choćby jeden z bohaterów krążącej po irlandzkich, ale i brytyjskich ekranach kinowych nostalgicznej polskiej komedii świątecznej „Uwierz w Mikołaja”. Zblazowany biznesmen ma lecieć na Zanzibar z grupą przyjaciół, ale traf sprawia, że w stroju Świętego Mikołaja (a potem bez niego) znajdzie się w odciętej tymczasowo od świata chacie w towarzystwie atrakcyjnej dziewczyny. I oczywiście zwycięża uczucie, nie ma nic lepszego niż rodzinne święta. Tutaj, wśród bliskich, a nie gdzieś tam, w tropikach.

Jednak tradycyjny żarcik świąteczny.

- Kochanie, chodź, zobacz, co jest pod choinką – woła mąż.

Podekscytowana żona przybiega, szuka, rozgląda się za prezentem, ale nie znajduje. W końcu pyta:

- No, co tam dla mnie masz?

Mąż schyla się, pokazuje palcem i mówi:

- Patrz, ile tam jest kurzu.

Ze świętami jest też związane gruntowne sprzątanie. To może już ten Zanzibar…

Najnowszy numer
Kwiecień 2024 (171)
reklama
Pogoda
booked.net
Waluty