reklama

Od Postu do Biesiadowania – przewodnik po polskich tradycjach

Piątek, 18 Kwiecień 2025

W okresie Wielkiego Postu chrześcijanie przygotowują się, jak co roku, na gorycz śmierci i cud Zmartwychwstania Syna Bożego. Dzięki temu faktowi sprzed dwóch tysięcy lat Wielkanoc uważana jest za najważniejsze święto religii wywodzącej się z dziedzictwa Nowego Przymierza.

Współczesność przytłacza i mami niewyobrażalną ilością informacji i pokus. Rok 2025 nie rozpieszcza wizjami kryzysów, niepokojów i trosk. Trudno w tym gąszczu o wyciszenie i chwilę nabożnej kontemplacji, ale na pewno warto. Nasi przodkowie pościli i umartwiali się o wiele dotkliwiej niż my. Wystarczy wspomnieć, że w Średniowieczu w ciągu roku było blisko 190 dni, w których obowiązywał post. Nie mamy więc zbytnich
powodów do narzekań.

Wspomniane staropolskie posty były jednak bardzo ważne. Gdyby nie ich dobroczynny wpływ, ówcześni Polacy zniszczyliby sobie doszczętnie zdrowie ciężką, korzenną i tłustą kuchnią. z przewagą mięsa, która zdecydowanie ignorowała prawie zupełnie jarzyny i surówki.
Dzisiaj trudno nam sobie nawet wyobrazić człowieka, który, niczym sławny obżartuch Bohdan, najbardziej znany dworzanin księcia Ostrogskiego, zjadał na śniadanie, a właściwie pochłaniał
(uwaga!): „Ćwiartkę skopowiny, gęś, parę kapłonów, pieczeń wołową, ser, 3 bochenki chleba, 2 garnce miodu; na obiad 12 sztuk mięsa – cielęciny, baraniny, wieprzowiny nie mało, kapłona, gęś, 3 pieczenie – wołową, baranią, cielęcą, wina i miodu 4 garnce, prócz gorzałki. Wieczerzy nie odpuszczał.”

Mieszczanie i chłopi, czyli dawne pospólstwo, żywili się rzecz jasna o wiele skromniej, zarówno w sensie jakościowym, jak i ilościowym. Wiek XVIII, z jego niesławnym „saskim rozpasaniem”, przyniósł na dworach magnatów prawdziwą celebrę łakomstwa i wystawności. Niezrównany gawędziarz Henryk Rzewuski tak opisuje stół legendarnego już dziś księcia wojewody Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”:
„Nic się nie pokazało na tym obiedzie, czego by każdy zamożny szlachcic nie znalazł w potrzebie i u siebie. Ad libitum barszcz i rosół dymek wonny puszczały z mis farfurowych, a na ogromnych półmiskach i jeszcze ogromniejszych blatach /.../, pajuki roznosili wołowinę z chrzanem, flaki z imbirem, kaczki z kaparami, indyki z podlewką migdałową, kapłony z serdelami, cietrzewie z buraczkami i różne dziczyzny pieczone. A to wszystko przeplatane ze szczupakami złoconymi szafranem, karpiami miodem zarumienionymi, jazgarzami i sielawą zaprawionymi goździkami i kwiatem muszkatołowym. Były też rozmaite przysmaczki w Litwie tylko widziane, jako łapy niedźwiedzie z wiśniowym sokiem, ogony bobrowe z kawiorem, chrapy łosie z figatelami, jeże pieczone, garnirujące naroki sarnie (podroby) przysmażone z pistacjami, głowy odyńca w korzennym sosie duszone. To wszystko zakrapiało się w żołądku winem z Królewca sprowadzanym...”

Wielki Czwartek - cierpienie i służba

Liturgia Wielkiego Czwartku (zwanego też Cierniowym) jest niezwykła, bo też i na pamiątkę doniosłych wydarzeń ustanowił ją Kościół. W katedrach biskupi święcą w tym dniu oleje, nieodzowne przy udzielaniu sakramentu chrztu, bierzmowania i sakramentu chorych. Oliwa służyła dawniej jako środek wzmacniający i leczniczy, a gałązki drzewa oliwkowego – symbolem pokoju. Głucho kołaczą kołatki. Po wieczornej mszy ksiądz obnaża ołtarz. To na pamiątkę obnażenia Jezusa z szat i obmycia jego ciała. Ten piękny polski zwyczaj, kiedy z ołtarza zdejmuje się nawet krzyże i lichtarze, przywodzi na myśl chwile, kiedy Jezus „(...) wstał od stołu, złożył swe szaty, wziął prześcieradło i przepasał się nim. Potem napełnił naczynie wodą, zaczął umywać uczniom nogi i ocierać je prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 4-5).

Wielki Piątek - smutek, pokora i cisza

Mówiąc najprościej, to najsmutniejszy dzień z możliwych. „Chrystus skonał po długich mękach i śmierć zatriumfowała. Śmierć, czyli zło. Dzwony milczą. Nawet i one nie płoszą demonów. Znikąd ratunku. Nie ma gdzie się schronić. Człowiek zdany jest na pastwę szatana. Tak przeżywano ten dzień jeszcze niedawno, stąd czarny kolor szat. Dziś akcentuje się przede wszystkim męczeńską śmierć Zbawiciela, stąd obecnie czerwony kolor szat liturgicznych” -napisał E. Ferenc.
Wielki Piątek to również groby. Zwyczaj strojenia grobów chrystusowych przywędrował do Polski najprawdopodobniej z Czech albo Niemiec (w takiej formie nieznano tego zwyczaju w innych krajach Europy) i rozpowszechnił się bardzo dzięki naszej polskiej, „pojemnej” naturze. Zewnętrzna okazałość, ambicje poszczególnych zgromadzeń zakonnych, w czym celowali zwłaszcza jezuici i misjonarze, w urządzaniu grobów sprawiła, że bogactwem wystawy i pomysłów olśniewały one cudzoziemców. Przy grobach tych straż sprawowały (i sprawują nadal) specjalne warty.

Dawniej pracowano w tym dniu od wczesnego świtu i to pracowano bardzo pilnie, bo pracować można było tylko do południa. Po południu gospodarze przebrani w wojskowe mundury szli do kościoła strzec Chrystusowego Grobu. Ale w dniu tym było też mnóstwo zakazów pracy, głównie przędzenia, tkania, kręcenia powrozów, aby Panu Jezusowi „nie narzucać paździerzy do ran”. I jeszcze jedna prastara tradycja związana z Wielkim Piątkiem – gotowanie i malowanie jajek, uważanych za symbol życia i odrodzenia, popularnych pisanek, kraszanek czy hałunek.

Wielka Sobota - święcenie pokarmów i oczekiwanie

Wielka Sobota to dzień „święconego”. „W Wielką Sobotę ognia i wody naświęcić, bydło tym pokropić i wszystkie kąty w domu to też rzecz pilna” - pisał Mikołaj Rej w swojej „Postylli”.
Rano w tym dniu odbywa się na placu przed kościołem święcenie ognia i pokarmów. Chrystus złożony do grobu, trwa nabożny okres skupienia i wyczekiwania. Samo święcone stanowi kulminację wielkich świątecznych przygotowań. Zdaniem etnografów jest to pozostałość z czasów pogańskich, kiedy każdej uroczystości towarzyszyły uczty, gry, zabawy, tańce.

Według starosłowiańskich wierzeń w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę o północy na rozstajach dróg zbierają się czarownice, warząc w kotłach macierzankę uzbieraną z siedmiu miedz, nasięźrzał z siedmiu lasów, miętę z siedmiu ogrodów, przy czym proszą diabła, aby ofiarował im moc czynienia magii. W związku z tym w Wielką Sobotę gospodynie doiły krowy o brzasku, by uprzedzić wiedźmy pragnące zabrać im mleko. Właściwie tego dnia nie wolno było robić praktycznie wszystkiego.

Wielkanocna Niedziela - radość zmartwychwastania

Pierwszy dzień Świąt – Wielka Niedziela – mijał przeważnie w wąskim rodzinnym gronie, dopiero Poniedziałek Wielkanocny przeznaczano na składanie wizyt sąsiadom i znajomym.
Jedną z największych atrakcji świąt wielkanocnych było wielkie obżarstwo. Po czterdziestodniowym Wielkim Poście już od Palmowej Niedzieli czekano na ten dzień, śpiewając: „Jedzie Jezus jedzie / weźmie żur i śledzie / Kiełbasy zostawi / I pobłogosławi”, albo: „Dobre placki przekładane / i kiełbasy nadziewane / Daj mi Chryste zażyć tego / Daj doczekać święconego”. Po tradycyjnym podzieleniu się świeconym (święconką) następowała biesiada, z pewnością jedna z najobfitszych w roku. Ludzie mogli sobie wreszcie pofolgować. Polscy chłopi, włościanie głęboko wierzyli, że nic ze święconego nie może się zmarnować. Okruszyny ciast rozsiewano więc po ogrodzie, skorupki z jajek wynoszono na grządki, ze święconego chrzanu (bardzo ważnego w tradycji) robiono krzyżyki i wkładano pod węgły domu, aby nie zbliżały się do niego węże, chociaż nie wszędzie, bowiem na Pogórzu Karpackim uważano je za zwierzęta pożyteczne, niemal domowników.

Zabawy z jajkami trwały przez całą Wielką Niedzielę. W to, że jajko posiada magiczną moc, wierzył nie tylko Krzysztof Kolumb, ale i ludzie co najmniej pięć tysięcy lat temu. Właśnie tyle lat mają najstarsze pisanki znalezione w Asharah. Występowały już w kulturach starożytnych Chińczyków, Persów i Fenicjan. Na ziemiach polskich znaleziono pisanki, które pochodzą z X stulecia, ale możliwe, że ludność słowiańska znała je jeszcze wcześniej a sam mały Bolesław Chrobry je ozdabiał. Pierwotnie pisanki były przedmiotami magicznymi, służącymi do obrony domostw przed złymi duchami. Zakopywano je u wejścia do domostw, aby broniły dostępu złym mocom. Utrwalone na skorupach motywy i wzory służyły właśnie temu celowi.

Poniedziałek Wielkanocny

W dniu tym sprawdza się dobrze powiedzenie, że „na dwoje babka wróżyła”. Bo jak kogoś, zwłaszcza pannę, dobrze obleją, to świadczy to o jej popularności u płci przeciwnej. Jeżeli pogoda przy tym nie jest zbyt łaskawa, to zaraz pojawia się lęk o przywleczenie jakiejś choroby do domu. Z drugiej strony, jeśli ktoś nie zostanie nawet delikatnie zmoczony, stanowi to powód do obrazy i poważnego zasromania. Widać, nikt takiej osoby nie chce i może być problem ze zmianą stanu cywilnego przez nią.

Trudno dzisiaj powiedzieć, jakie podłoże posiada śmigus - dyngus, znany też pod innymi nazwami: oblewanka, lejek, św. Lejek, Meus, Emaus. Zwyczaj ten znany jest od głębokiego średniowiecza i już wtedy starano się go ograniczać, ale nadaremno. Być może chodzi tutaj o akt oczyszczenia i wzmocnienia sił rozrodczych. W wielu miejscach w drugi dzień Świąt Wielkanocnych oblewano nie tylko kobiety, ale i obficie zraszano ziemię (by wywołać większe plony), oraz krowy (by dawały więcej mleka). Omawiając wielkoponiedziałkowe zwyczaje, warto jeszcze wspomnieć o istnieniu dwóch starych krajowych tradycji, a mianowicie Emausa i Rękawki.
Wszystkim nam wypada więc zachować umiar w jedzeniu i polewaniu wodą, jak również wyzbyć się hamulców w radości ze Zmartwychwstania Pańskiego i uprzedzeń do drugiego człowieka.

Tomasz Wybranowski

Fot. Silar