Selfie narodu: godność w trybie samolotowym - felieton Piotra Słotwińskiego
W mediach społecznościowych, jak w zwierciadle, odbija się kondycja naszych Rodaków w kRAJu. Wnioski są opłakane: nie mamy dla siebie i innych szacunku, dbanie o zyski korporacji stawiamy wyżej, niż troskę o własne kieszenie, a życie zwierząt staje się bardziej wartościowe, od ludzkiego.
Miesiąc temu na tik toku pewna młoda pani opublikowała swoją historię z zakupów w Lidlu, w jednym z miasteczek w Polsce. Otóż śpiesząc się do pracy, jak zwykle kupiła kilka drobnych rzeczy, w tym trzy croissanty. Traf chciał, że jeden z nich był inny niż dwa pozostałe, czego w pośpiechu nie zauważyła, i skasowała w takiej samej cenie, co dwa pozostałe. Różnica wynosiła, z tego, co pamiętam, około złotówki. Zatrzymał ją ochroniarz, zażądał okazania zakupów i paragonu, i dość nieuprzejmie poinformował o zaistniałych fakcie. Pani przeprosiła, tłumaczyła, że nie zauważyła różnicy, była gotowa natychmiast ją dopłacić /przypomnę: chodziło o złotówkę/, ale ten odparł, że teraz nie ma o tym mowy, że to kradzież, i tym podobne bzdury. Zawołał kolegę, zaprowadzili panią gdzieś na zaplecze i wezwali policję. Na szczęście w tej formacji ciągle jeszcze trafiają się inteligentni ludzie, którzy zdecydowanie stanęli po stronie klientki, sztorcując jeszcze tych panów, że wzywają ich do takich bzdur. W międzyczasie klientka dostała silnego ataku paniki, z którego pomogła jej wyjść doświadczona policjantka. Finalnie znacznie spóźniła się do pracy i była w poważnym rozstroju nerwowym. Nagrała filmik o tej sytuacji, który stał się viralem i obejrzało go kilka milionów ludzi. Jak się skończyła ta sprawa? Najpierw Lidl ją przeprosił i dał voucher na 20 złotych, a później przysłał drugie pismo, w którym stwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Zajrzałem w komentarze pod filmem i się nie zawiodłem. A raczej wprost przeciwnie, bardzo się zawiodłem na moich Rodakach. Zdecydowana większość z nich wzięła stronę... niemieckiego sklepu. Odezwały się ekspedientki, przytaczające historie o klientach przyklejających metki, odezwali się znawcy pieczywa, którzy od razu potrafią odróżnić dziesięć rodzajów bułek itp. Tymczasem w każdym normalnym kraju, taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Zatrzymać kogoś i zamknąć na zapleczu, bo skasował nie ten rodzaj pieczywa, tylko podobny? Wzywać policję na niego, oskarżać o kradzież? Wszędzie taki ochroniarz wyleciałby z roboty na zbity pysk, a sklep wypłaciły ciężkie odszkodowanie. W każdym normalnym kraju, łącznie z Irlandią. Ale - nie w Polsce, gdy rzecz dzieje się w niemieckim sklepie. Tutaj wszystko jest "zgodnie z procedurami".
Taki sam brak szacunku do siebie, za to usilne dbanie o zyski korporacji, można zauważyć w każdej dyskusji o reklamach w sieciowych kinach. To jest naprawdę denerwujące, kiedy idziecie na film, zapłaciliście za bilet tyle, ile żądają, przepłaciliście z pięć razy za colę i popcorn, no ale - jest to swego rodzaju rytuał, i jeszcze musicie oglądać przez pół godziny dziesiątki reklam przed filmem. Pal licho, gdyby to były tylko zwiastuny nowych filmów o podobnej tematyce, ale - nie, musicie obejrzeć reklamy od mydła po powidła. Co mamy w komentarzach? Yyyy - to przyjdź pół godziny później, nie wiesz ile by kosztował bilet, gdyby nie reklamy, przecież kina muszą zarabiać! Ręce opadają. Ci ludzie, jak wspomniałem, bardziej się przejmują zarobkami tych korporacji, niż szanują swój czas. Byłem kilka razy w kinie w domu kultury, w małej miejscowości i wiecie co? Bilet kosztuje mniej niż w takim Krakowie i nie ma żadnych reklam przed seansem. Ba, nawet popcornem nie handlowali. Da się? Jak będę chciał oglądać reklamy, to sobie włączę Polsat, nie muszę w tym celu chodzić do kina.
Kolejna rzecz: na przystanku w Cork zauważyłem plakaty z nową akcją społeczną. Przedstawia agresywnego psa i podpis: "jeżeli twój pies zaatakował dziecko, to nie jest wina psa. Tylko twoja". Wiecie, jak by to było w Polsce? Z tego, co czytam w różnych internetowych dyskusjach, gdyby pies zaatakował dziecko w naszym kRAJu, to jednogłośnie by uznano, że to wina dziecka. Pewnie sprowokowało biednego pieska. Ewentualnie rodzica, że nie dopilnował "kaszojada". Nie zapomnę pewnego komentarza, który mną wręcz wstrząsnął: pod artykułem opisującym jak to pies, niebezpiecznej rasy, zagryzł niemowlę, które było w wózku na spacerze, jedna z pań napisała: "mam nadzieję, że pieskowi nic się nie stanie a rodzice zostaną przykładnie ukarani, że nie zabezpieczyli dziecka". Szok i niedowierzanie, tym bardziej że jeszcze zebrała sporo "lajków ".
Z ciekawostek: w zeszłym roku psy pogryzły w Polsce 27 tysięcy ludzi, tj. 73 osoby dziennie, przy czym chodzi tylko o przypadki, które wymagały pomocy lekarskiej i zgłoszenia do sanepidu. Prawdziwa ilość jest więc znacznie większa. To i tak niewiele, skoro psów jest już w Polsce ok. 8 milionów, czyli więcej niż dzieci i młodzieży w wieku do 17 lat. Tak, mamy więcej psów niż dzieci. Może ma to jakiś związek z tym, że mamy w Polsce również 8 milionów osób żyjących samotnie. Nawet ci żyjący w parach, coraz częściej zamiast dziecka, wolą "psiecko". Skoro tak, to nic dziwnego, że następuje pewne zrównanie wartości. Pies zastępuje dziecko, od rozmów z drugim człowiekiem wolimy pogawędkę z CzatGPT. Dziecko czy psiecko, wszystko jedno, nawet psiecko lepsze, bo mniej z nim kłopotów, a w razie czego, zawsze można uśpić. W Polsce dzieci jeszcze "uśpić" nie można, ale są środowiska, które nie miałyby nic przeciwko temu. Trochę inaczej zabija się człowieka w wieku 3 miesięcy od poczęcia, a inaczej w wieku 3 lat od urodzenia, ale w końcu i ten i tamten, to człowiek. Jak się godzi na jedno, niewykluczone, że zgodzimy się na drugie. Są już kraje zachodnie, gdzie eutanazja dzieci jest dopuszczalna, więc wszystko przed nami.
Wracając do tematu: w ubiegłym miesiącu obchodziliśmy kolejną, już 15-tą rocznicę Katastrofy Smoleńskiej. Samolot wyprodukowany w Rosji, serwisowany w Rosji, rozbił się w Rosji. Co zrobił ówczesny i obecny premier polskiego rządu? Oddał śledztwo... Rosjanom, którzy oczywiście orzekli, że to wina polskich pilotów. Co zrobiła spora część Rodaków? Uradowała się do łez, że zginął nielubiany przez nich polityk. Jakież to dosłownie radosne pląsy sobie urządzali, krzyż z puszek po piwie, zdarzyły się bydlęta, które wręcz nasikały do zniczy, zapalonych przez tych, którzy wciąż czują się Polakami. Ten festiwal rechotu i nienawiści trwa do dzisiaj. W każdym normalnym kraju byłaby to rzecz absolutnie nie do pomyślenia. Ale - nie w Polsce.
Jak nisko upadliśmy, w porównaniu z minionymi pokoleniami. Tysiąc lat temu Polska stała się królestwem, teraz wielu posiadaczy polskiego paszportu nie miałoby nic przeciwko temu, żeby nasz kRAJ zlikwidować, stapiając go w europejskim tyglu narodów. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z istnienia milczącej większości, ale to milczenie staje się w tym momencie nie złotem, a grzechem. Przez milczenie pozwalamy tej mniejszej, ale bardziej aktywnej grupce, wejść sobie na głowę i krok za krokiem odebrać wolność. Patrząc na naszych polityków, trzeba sobie uświadomić, że może z trudem, ale znajdziemy wśród nich tych dziesięciu sprawiedliwych. Pytanie: kto wybrał całą resztę?
Najbliższe wybory prezydenckie rozstrzygną, czy jeszcze Polska nie zginęła, czy wprost przeciwnie, biało-czerwony sztandar należy wyprowadzić, a w jego miejsce wprowadzić ten niebieski, z dwunastoma gwiazdkami. Chociaż w Polsce w zupełności wystarczy tylko osiem. Oby nasi Rodacy w kRAJu wybrali mądrze, czego Państwu i sobie życzę.
Piotr Słotwiński