Nadzieja umiera ostatnia - felieton Krzysztofa Wiśniewskiego
„Kończy się tydzień, nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni...” zaśpiewał w roku 1988 słynny zespół Kult. W obecnej sytuacji wiele osób zmienia „tydzień” na „rok” i mocno pesymistycznym wzrokiem patrzy w bliższą czy dalszą przyszłość.
A przecież nadzieja to jest jedyne, co nam jeszcze pozostało po tym 2020 r., który miał być taki pięknie jubileuszowy, okrągły i pełen fantastycznych wydarzeń. A okazał się jednym z tych, o których mówi „stare chińskie przekleństwo”: obyś żył w ciekawych czasach.
Niewątpliwie czas zarazy jest bardzo ciekawy. I niewątpliwie starzy Chińczycy mieli rację, w ten sposób przeklinając swoich wrogów. Ostatnie 12 miesięcy (a nawet nieco mniej, zważywszy, że koronawirus dotarł do nas w okolicach wczesnej wiosny) przemodelowało w zasadzie wszystkie podstawy naszego życia i zmieniło nas na tylu poziomach, że aż trudno tutaj wszystkie te aspekty wymienić.
Gospodarczo Europa prawie leży na łopatkach. Społecznie jesteśmy podzieleni jeszcze bardziej niż byliśmy, bo do podziałów tradycyjnych doszedł jeszcze ten na polu epidemicznym. Finansowo bogaci są jeszcze bogatsi, biedni coraz biedniejsi, a klasa średnia coraz częściej dołącza do tych drugich. Na scenie politycznej nie wiadomo już komu ufać, a kogo zdecydowanie odrzucić. O systemie zdrowotnym nawet nie ma co wspominać, bo każdy widzi, jak jest źle, a prawdopodobnie jest jeszcze gorzej niż widać to na pierwszy rzut oka.
Cóż nam pozostaje, jeśli nie właśnie nadzieja? Cóż innego utrzyma nas na powierzchni, jeśli nie wiara w to, że „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie” – jak śpiewał inny gigant polskiej sceny niezależnej lat osiemdziesiątych?
Warto namiastkę tej normalności stworzyć sobie chociaż w najbliższym nam świecie. Przecież koniec roku, Boże Narodzenie to okres, kiedy rodzinny, wspólny czas był zawsze najważniejszy. W tym roku na pewno będzie inaczej. Wielu z nas nie zobaczy swoich bliskich – czy to mieszkających blisko, czy daleko. Wielu spędzi święta bez ludzi, z którymi ten czas spędzali zawsze. Wielu z nas wreszcie będzie ze smutkiem patrzyło miejsca przy wigilijnym stole, które już zawsze pozostaną puste po tych, którzy odeszli.
Jednak życie toczy się dalej, a my nie możemy po prostu się poddać.
Nowa normalność to chwile spędzone w samotności albo w naprawdę okrojonym gronie rodzinnym. Nowa normalność to jedynie wirtualne spotkania z bliskimi i znajomymi, z którymi jeszcze rok temu ściskaliśmy się, składając sobie nawzajem życzenia jeszcze lepszego roku i wszelkiej pomyślności.
Rok okazał się niezbyt pomyślny, a w Boże Narodzenie często pozostanie nam ekran laptopa, tabletu czy telefonu, poprzez który zdecydowanie trudno uściskać swoich bliskich i wyrazić to, co chcielibyśmy im powiedzieć.
Dlatego rozejrzyjmy się wokół siebie. Może gdzieś blisko nas też jest ktoś, kto takiego uścisku i ciepłego słowa potrzebuje? Może to właśnie jemu lub jej powinniśmy w tym roku podarować naszą bliskość czy chociażby obecność? Bo ludzie to jednak gatunek stadny i nawet najwięksi indywidualiści potrzebują czasami ogrzać się w bliskości innego człowieka. A kiedy, jak nie właśnie w okresie świątecznym taka bliskość jest szczególnie ważna?
Dajmy sobie i innym tę nadzieję. Przecież „jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy, jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany”, żeby zacytować kolejny, niemal już klasyczny, tekst. I my, Polacy, i także Irlandczycy od wieków radziliśmy sobie w sytuacjach znacznie gorszych i zawsze dawaliśmy sobie radę z wszelkimi przeciwnościami losu. To cóż nam teraz straszny taki mały wirus? Cóż nam straszne jakieś restrykcje? Cóż z tego, że nie można pojechać tu czy tam? Świat się nie wali, a my nadal żyjemy, a póki żyjemy, póty jeszcze możemy odmieć los, nie tylko swój, ale też innych.
Taki mały przykład, pierwszy z brzegu. W Polsce od wielu lat działa Fundacja „Wiosna”, która organizuje akcję „Szlachetna Paczka”. W skrócie polega to na tym, że do biednych i mocno doświadczonych przez los rodzin trafiają paczki od rodzin, którym w życiu bardziej się poszczęściło. Każdy darczyńca wybiera sobie „darbiorcę” i wedle jego potrzeb komponuje paczkę, którą następnie wolontariusze fundacji zawożą do potrzebujących.
I okazuje się, że w tym roku do akcji zgłosiła się nie tylko rekordowa liczba wolontariuszy, ale także zainteresowanie darczyńców przechodzi wszelkie pojęcie. W tej całej beznadziei czasów zarazy i izolacji ludzie, szczególnie młodzi, czują potrzebę pomocy innym, bo wiedzą, że są tacy, którzy mają jeszcze gorzej, a którzy szczególnie w tych trudnych czasach bez pomocy mogą sobie po prostu nie poradzić. I tacy wolontariusze nie wahają się odwiedzać potrzebujących rodzin, poświęcać swój czas i często pieniądze, żeby tylko komuś pomóc. A dziesiątki tysięcy ludzi, mimo wcale nie wesołej sytuacji na rynku pracy, nie waha się ani chwili, by za część swoich ciężko zarobionych czy oszczędzonych pieniędzy kupić te parę drobiazgów, które dla innych oznaczają różnicę między smutkiem a radością, często między płaczem a uśmiechem dziecka.
Organizatorzy akcji mówią wprost, że są zaskoczeni pozytywnym odzewem ze strony Polaków, że nie spodziewali się, by w tak trudnym okresie „Szlachetna Paczka” rozkwitła. Okazuje się, że ludzie potrzebują pozytywnych sygnałów, że potrzebują wierzyć, że na tym świecie jest jeszcze wiele dobra, że nie wszyscy zamknęli się w swoich kokonach i pogrążyli w beznadziei.
I my też, każdy z nas osobna i wszyscy razem, możemy zrobić coś dobrego. Przecież jeśli każdy – Ty, ja, on i ona – zrobi jedną małą, dobrą rzecz, to wzrośnie ilość dobra na świecie. A jeśli dołączy do nas dziesięć, sto czy tysiąc osób, to ilość ta wzrośnie wprost niewyobrażalnie.
I ta nadzieja, która zawsze umiera ostatnia, jeszcze dzięki nam nie umrze.
Wesołych Świąt i lepszego Nowego Roku!
Krzysztof Wiśniewski