Szklany Ekran - Przewrotka Macieja Webera
W środę 10 lutego na ekranach polskich telewizorów widać było ciemność, a na jej tle wielki biały napis, że tu miałeś oglądać swój ulubiony program, a nie oglądasz. Protest polskich mediów został zauważony na świecie.
MACIEJ WEBER
W dzisiejszych czasach mogłoby się wydawać, że telewizja może przestać działać tylko w przypadku wojny, względnie wizyty istot z innej, pozaziemskiej cywilizacji. Czterdzieści lat temu, w pewien niedzielny, grudniowy poranek nie wyemitowano Teleranka, a na ekranie pojawił się generał w ciemnych okularach i ogłosił, że taka była konieczność. Wtedy jednak w Polsce działała jedna telewizja państwowa. No i czasy były nieporównywalne z tym, co dzieje się dzisiaj. Jedno pozostało niezmiennie, bo – celem wyjaśnienia – należy dodać, że telewizja państwowa pozostała czynna i dzisiaj. W Polsce zastrajkowały media prywatne przeciwko proponowanemu przez rząd dodatkowemu podatkowi od reklam i przez cały dzień nie nadawały programu. Sami Państwo możecie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy taka sytuacja byłaby w Irlandii możliwa. Byłaby, ale tylko teoretycznie. Tu rząd nie pozwoliłby sobie na otwartą wojnę z mediami. Tak zwane polskie niezależne media do protestu dodały hasło, że władza odbiera wolność, chce je podporządkować i dzieje się mniej więcej to samo co od jakiegoś czasu dzieje się na Węgrzech. Ale o co tu chodzi z tym całym podatkiem? Rząd mówi o opodatkowaniu globalnych koncernów technologicznych, ale chce uderzyć w krajowe media – w najgorszym momencie, kiedy ich wpływy z reklam ostro spadają. Według szacunków cyfrowi giganci zapłacą 50–100 mln zł podatku od reklam, a polskie media 800 mln zł. Trzeba bowiem pamiętać, że na całym świecie toczy się walka, by Facebook czy Google płaciły podatek cyfrowy, ale z kolei, aby płaciły lokalnym mediom za korzystanie z ich treści. A w Polsce władza mówi, że krajowi konkurenci Telewizji Publicznej zapłacą tak jak amerykańscy giganci (nieprawda, a jeszcze media państwowe dostały od rządu 2 mld zł na rozwój) i w dodatku, że uzyskane kwoty pójdą na walkę z pandemią. Bujda na resorach. Choć z drugiej strony uciskane media też trochę robią wodę z mózgów Polaków, stwierdzając, że to zamach na ogólnie pojętą wolność. Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości o co tu chodzi, jak zwykle chodzi przecież o pieniądze.
Na wspomnianych już Węgrzech władza przejęła właściwie wszystkie niezależne media. Ostatniej dużej stacji radiowej odmówiono przedłużenia koncesji. Nie usunięto jej całkowicie, ale przejście z normalnej częstotliwości do internetu powoduje zdecydowany spadek znaczenia i możliwości. Według europejskich autorytetów w Polsce sytuacja powoli zmierza w podobnym kierunku. I choć trudno z całą stanowczością przyznać im rację, to są pewne czynniki obiektywne. Uznana, ze sporą historią, międzynarodowa organizacja Reporterzy bez Granic od lat prowadzi ranking wolności prasy na świecie. Organizacja nie ma interesu w tym, żeby popierać jedną czy drugą opcję. Tymczasem, według jej notowań, w 2015 r., kiedy Prawo i Sprawiedliwość sięgało po władzę, Polska była w tej klasyfikacji na miejscu 19. Teraz jest 62. Coś tu jednak chyba nie pachnie najlepiej. W dodatku Międzynarodowa Izba Prasy opublikowała raport, do którego dane zbierała w listopadzie i grudniu, rozmawiając w Polsce z rozmaitymi przedstawicielami mediów. I co charakterystyczne – wysnuła tym raportem wniosek, że wolność mediów w kraju nad Wisłą, chociaż powoli, to przecież umiera. Jako podstawowy dowód podała fakt, że wielkie wydawnictwo Polska Press zostało kupione przez Orlen, spółkę skarbu państwa, z założenia nie mającą nic wspólnego z mediami. A jak została kupiona, to zaraz zaczęła być obsadzana zaprzyjaźnionymi z rządem postaciami. W raporcie uznano, że ten model podporządkowywania mediów jest nowatorski nie tylko w Europie, ale nawet na świecie. I zasugerowano, by Unia Europejska przyjrzała się tej całej historii. Przyjrzała się bardzo dokładnie.
Jedno trzeba rządowym mediom przyznać. Wcale nie są takie tępe, jak mawia frakcja opozycyjna. Dwa dni po proteście TVP 1 miała transmitować drugą połowę finałowego meczu o Klubowe Mistrzostwo Świata z udziałem Bayernu Monachium, a z nim Roberta Lewandowskiego (zresztą niepotrzebnie, bo pierwszą połowę pokazywała TVP Sport i można było zostać na tej antenie). O godzinie 20.00, a wcześniej, ustalono, że przemawiać będzie marszałek senatu (reprezentujący opozycję). Prezes TVP Jacek Kurski zwrócił się z prośbą, aby marszałek przełożył o godzinę przemówienie, żeby można było obejrzeć piłkarskie spotkanie. Ten się nie zgodził. TVP, na wzór opozycji i stacji prywatnych, dała czarną planszę z napisem, że tu „miał być twój ulubiony mecz”. Co by nie powiedzieć, raczej zabawne. I choć jedni i drudzy nie przyznają racji, nawet gdyby „białe było białe, a czarne – czarne”, to należy przyznać – błyskotliwy pomysł.
Z drugiej natomiast strony, czy jest w Europie telewizja bardziej stronnicza i bardziej nachalnie propagandowa od TVP i jej kilku kanałów? Reprezentujący odwrotną opcję TVN też nie ukrywa, z kim mu po drodze, ale w porównaniu z nachalstwem ludzi z Woronicza robią to tam w białych rękawiczkach. Inna sprawa, czy takie niezapowiedziane protesty jak ten ostatni znajdą posłuch w społeczeństwie. Tak zwany przeciętny Kowalski, jak zasadził się na jakąś pozycję wyświetlaną, jak to kiedyś się mawiało, na szklanym ekranie, to zobaczywszy czarny ekran jedynie złorzeczył. Z jego perspektywy telewizyjne i prasowe molochy zarabiają takie pieniądze, że biadolenie nad stratą iluś tam milionów zdaje się czymś nieprzyzwoitym. Szkło łatwo się tłucze. Trzeba więc delikatnie obchodzić się z tym szklanym ekranem.
Ale w sumie to niezbyt ładnie ta polska władza sobie poczyna. A prezes Kurski nie tylko ogrywa sprawy propagandowo, ale nie zapomina też przy tym, by promować własną osobę. Nawet w niesłusznych czasach socjalistycznych, zresztą i tych znacznie późniejszych, tylko niektórzy prezesi w zarządzanych przez siebie stacjach miewali własne programy. Przeważnie jednak nie bywali na wizji. Pan Jacek natomiast bryluje na ekranie przy każdej możliwej okazji. Niedawno w TVP 1, nie zapowiadając wcześniej, wyemitowano prawie godzinny program podsumowujący jego pięcioletnią kadencję (a następnego dnia była powtórka). Prezes puszył się nieprawdopodobnie, podkreślając głównie własne zasługi (przed nim TVP w Polsce była zaściankiem), ale też dopieszczając współpracowników, sugerując, że jednak trochę mu pomagali. W słynnym „Pulp Fiction” padały słowa, że to jeszcze nie czas, by lizać się (Państwo wiedzą, po czym). JK potrafi to zrobić sam sobie. Umiejętność godna podziwu.