reklama

Palacze, psiarze i cykliści - felieton Piotra Słotwińskiego

Czwartek, 13 Czerwiec 2024

Jestem Polakiem, więc naturalne jest to, że narzekam i że denerwuje mnie wiele rzeczy. Taka już nasza natura, nie ma co z tym walczyć, trzeba akceptować. Co najbardziej wyprowadza mnie z równowagi? Palacze, imprezowicze, psiarze, rowerzyści i nosiciele plecaków. Czyli nie jest najgorzej.

Jak wiadomo, kto zabija palacza, temu Pan Bóg przebacza. No dobrze, nie jest to prawdą, chociaż czasami chciałbym, żeby było. Sam jestem byłym palaczem – paliłem przez 20 lat i rzuciłem 20 lat temu, czyli jak widać wcześnie zacząłem, ale też wiem, o czym piszę. Palacz najczęściej nie rozumie, że papierosowy dym jest dla niepalących czymś raczej obrzydliwym. Najczęściej to zresztą poślednie gatunki tytoniu upakowane w papierosach nawet znanych marek, ale gdzie im tam do szlachetnych cygar czy fajki, co nie znaczy oczywiście, że dym z tych ostatnich jest czymś wiele lepszym. A może i rozumie, ale odczucia innych ma w pogardzie, stąd biorą się takie cymbały palące na balkonie, klatce schodowej czy choćby we własnym oknie, i za nic mający to, że ich papierosowy dym wciska się każdą szparą w cudze okna i drzwi. Zwróć takiemu uwagę, to o la Boga, ale jak to, przecież to jego balkon! Przy tym wszystkim rzucanie niedopałków gdzie popadnie to już naprawdę drobiazg, chociaż nie mniej obrzydliwy niż sam dym. Trochę się to ostatnio cywilizuje, zabroniono już smrodzić w lokalach gastronomicznych i na przystankach autobusowych, chociaż z przestrzeganiem tego ostatniego zakazu różnie bywa. Ciągle jeszcze trzeba uważać na ulicy, żeby nie dostać znienacka chmurą dymu prosto w nos albo żarem z niedopałka w oko, bo i takie przypadki się zdarzają.

Gorsi od palaczy są imprezowicze, względnie uważający się za melomanów fani pseudomuzyki. Jakoś nigdy nie spotkałem słuchających na pełny regulator fanów muzyki klasycznej. Tutaj następuje pewna korelacja: im muzyka bardziej schlebia poślednim gustom, tym słucha się jej głośniej, często przymuszając do tego sąsiadów czy przechodniów. Taki współczesny Janko Muzykant za nic ma to, że mieszka w domu ze sklejki i ma współlokatorów z każdej strony swojej klitki. Na zwróconą uwagę najczęściej sugeruje, żebyś się wyprowadził gdzieś na wieś. Ty masz się wyprowadzić, bo idiota jeden z drugim robi ze swojego mieszkanka klub towarzyski połączony z dyskoteką. O prawdziwych klubach, dyskotekach czy chociażby słuchawkach do uszu chyba nie słyszeli. Podobnie jest z chłopcami w różnym wieku słuchającymi na pełny regulator muzyki w swoim aucie. Co do zasady, jeżeli ja, siedząc w drugim aucie, słyszę muzykę z twojego autka, to znaczy, że coś jest z tobą nie tak. Powie ktoś: wolnoć Tomku w swoim domku, ale to działa w obie strony: może i masz prawo słuchać głośnej muzyki tam, gdzie akurat jesteś, ale to nie znaczy, że masz prawo zmuszać mnie do słuchania tego samego. Może faktycznie wyprowadzka jest dobrym pomysłem, ale to zdecydowanie ty powinieneś się wyprowadzić. Najlepiej pomiędzy tobie podobnych, wtedy szybko zatęsknisz za cywilizacją.

Jednych i drugich przebijają psiarze. Niedawno media podały, że bulterier zagryzł 2-miesięczne niemowlę. Co ludzie pisali w komentarzach? „Biedny piesek, mam nadzieję, że nie stanie mu się krzywda, a rodzice zostaną ukarani za brak opieki nad dzieckiem” itp. Życie psa jest dla nich ważniejsze niż życie dziecka. Zezwierzęcenie, inaczej tego nazwać nie można. Już pomijam takie sprawy, jak spacery bez smyczy i kagańca, bo przecież „nie gryzie”, niesprzątanie po swoich pupilach itp. Trzeba przyznać, że w Polsce jest pod tym względem o wiele lepiej niż w Irlandii – na Zielonej Wyspie mamy stan mniej więcej taki, jak w latach 90. w kRAJu.

Oczywiście co do zasady nie należy winić psa, tylko jego właściciela. Pies to pies, reaguje instynktownie i może niewłaściwe odczytać sygnały. Niemniej żyjąc w ludzkim stadzie, powinien być poddany pewnej socjalizacji. Tymczasem spora część właścicieli psów nie rozumie podstawowych potrzeb swoich pupili. Stąd tak liczne skargi sąsiadów, którzy muszą znosić całodzienne ujadanie biednego zwierzęcia, zamkniętego w czterech ścianach, gdy jego pan/i znika z domu często na 10–12 godzin, żeby zarobić na karmę dla niego i kieliszek chleba dla siebie. Nieszczęśliwy pies ma lęk separacyjny, cierpią też jego sąsiedzi, ale dla psiarza wszystko jest w porządku, bo przecież pies jest po to, żeby szczekał. A jeżeli ci się nie podoba, to wiadomo: wyprowadź się, najlepiej na wieś. Tymczasem wieś to z pewnością bardziej naturalne środowisko dla psa (jak i każdego innego zwierzęcia) niż miasto.

O rowerzystach to można epopeję napisać. Uważają się za pełnoprawnych uczestników ruchu drogowego, ale żadnych egzaminów potwierdzających znajomość przepisów zdawać nie muszą. Skoro nie muszą, to z automatu ich nie znają, bo i po co? Tym samym nagminnie je łamią, z reguły nie ponosząc żadnej odpowiedzialności, no, chyba że nieszczęśliwie zatrzymają się na czymś większym od nich. Do tego nie dokładają się do dróg w formie żadnego podatku drogowego, ich pojazdy nie mają rejestracji umożliwiających identyfikację, z reguły są nieoświetlone, no po prostu hulaj dusza. I większość z nich skwapliwie z tego korzysta: kto nie wjechał kierowcy przed maskę, nie wymusił pierwszeństwa, nie przejechał na czerwonym świetle, nie zmusił pieszego do uskoku podczas slalomu po chodniku czy w końcu jak król szos nie jechał środkiem drogi, nie dając się wyminąć, niech pierwszy rzuci kamieniem. Część takich zachowań wynika z głupoty i braku instynktu samozachowawczego, a na to rady nie ma, ale część ze zwykłej niewiedzy. Za komuny, zgodnie z zasadą Pareto, 80 proc. było absolutnie złe i wymagające potępienia. Pozostałe 20 proc., po ewentualnym dostosowaniu do współczesnych realiów, można by ponownie wprowadzić w życie. W tym obowiązującą niegdyś kartę rowerową. Sam jako dziecko na takową zdawałem, poznałem tym samym garść przepisów i obowiązujących zasad. Teoretycznie i teraz w Polsce niepełnoletni kierujący rowerem powinni taką kartę posiadać, ale kto to sprawdza? Rzecz się jednak powinna tyczyć dorosłych, bo to oni powodują najwięcej wypadków. I nakaz zdawania egzaminów powinien obowiązywać w całej UE. Skoro jeździsz tą samą ulicą, co ktoś jadący autem, skoro uważasz się za tak samo pełnoprawnego uczestnika ruchu drogowego, no to może powinieneś zdobyć podobne uprawnienia?

Przy poprzednich wymienionych nosiciele plecaków jawią się już całkiem sympatycznie. Chodzi oczywiście wyłącznie o tych delikwentów, którzy plecaka nie zdejmują nigdy, ze szczególnym uwzględnieniem komunikacji miejskiej. Naprawdę tak trudno zrozumieć, że gdy ma się spory dodatkowy garb na plecach, trzeba bardziej uważać, żeby kogoś nie uderzyć? Plecakowcy najczęściej nie widzą dalej niż koniec tegoż swojego plecaka i najwyraźniej uważają, że świat się kręci wokół nich czy też raczej – razem z nimi. Nie zliczę, ile razy musiałem robić uniki (nie zawsze udane), gdy jakaś persona szukała swego miejsca na Ziemi, choćby tylko w postaci właściwego fotela w samolocie. Naprawdę tak trudno go zdjąć, szczególnie w zatłoczonym i ciasnym miejscu? Czasami tylko obawa przed konsekwencjami wynikającymi z kodeksu karnego powstrzymuje mnie od... A zresztą, mniejsza z tym.

Wszystkie te zachowania mają jeden wspólny mianownik: ewidentny brak kultury, połączony z kompletnym lekceważeniem zasad współżycia społecznego. Jak wiadomo miło jest być ważnym, ale też ważne jest być miłym. Tutaj z reguły nie ma ani jednego, ani drugiego. Z czego to wynika? Po części z braku wychowania wyniesionego z domu, trochę z fatalnego wykształcenia w szkole, gdzie nauczyciel już dawno przestał być autorytetem, za to przy każdej pensji jest pełen pretensji. Reszta jest pochodną tych dwóch pierwszych czynników i mamy samonapędzające się koło. Jak z tego wybrnąć? Niestety tylko przez egzekwowalny system nakazów i zakazów, bo jak widać na edukację w domu czy tym bardziej w szkole nie ma co liczyć. Skoro udało się w Polsce w taki sposób nakłonić kierowców do ustępowania pierwszeństwa pieszym na pasach, powoli uda się wykorzenić inne złe nawyki.

Czego Państwu i sobie życzę.

Piotr Słotwiński