Trzy tysiące stron krzywd kobiet i dzieci
12 stycznia opublikowano długo oczekiwany raport komisji badającej doświadczenia kobiet i dzieci mieszkających w wybranych 18 domach dla matek z dziećmi w latach 1922–1998. Raport potwierdza, że w badanych placówkach zmarło ponad 9 tys. dzieci, czyli ok. 15 proc. z tych, które tam mieszkały.
Najbardziej chyba wstrząsające zdania zawarte w raporcie brzmią: „Przed rokiem 1960 domy dla matek z dziećmi nie ratowały życia «nieślubnych dzieci», a wręcz wydaje się, że znacznie zmniejszały szanse na przeżycie takich dzieci. Bardzo wysokie wskaźniki śmiertelności były znane władzom lokalnym i krajowym oraz zostały odnotowane w oficjalnych danych”.
Przekładając formalny język raportu na zwykły, ludzki, można powiedzieć, że w placówkach, które z założenia miały opiekować się samotnymi matkami i ich małymi dziećmi, śmiertelność wśród najmłodszych była bardzo wysoka i wszyscy o tym wiedzieli. I nikt z tym nic nie robił.
Dokument opublikowany przez komisję ma niemal 3 tys. stron, na których szczegółowo doświadczenia kobiet i ich dzieci zamkniętych w wybranych 18 przytułkach dla samotnych matek. Można także przeczytać o społecznych przyczynach powstania i utrzymywania takich domów oraz o tym, w jaki sposób instytucje państwowe powołane do opieki nad najsłabszymi zawiodły na całej linii.
Cała sprawa była tak naprawdę tajemnicą poliszynela aż do roku 2012, kiedy to lokalna pasjonatka historii Catherine Corless opisała masowy grób, w którym chowano dzieci zmarłe w domu dla samotnych matek z dziećmi w Tuam na zachodzie Irlandii. Szczegółowe badania grobu doprowadziły ostatecznie do powołania komisji badającej przypadki nadużyć w podobnych placówkach rozsianych po całym kraju.
Raport tej komisji nie pozostawia złudzeń, że warunki życia w domach dla samotnych matek uwłaczały ludzkiej godności, a dla wielu dzieci były wręcz zagrożeniem dla zdrowia i życia. W 18 placówkach badanych przez komisję przebywało w sumie ok. 56 tys. niezamężnych matek i ponad 57 tys. dzieci. Najwięcej kobiet zostało przyjętych, a czasami siłą osadzonych, w latach 60. i na początku lat 70.
Opisując liczbę kobiet przebywających w domach dla samotnych matek, autorzy raportu napisali: „Domy dla matek i dzieci nie były specyficznie irlandzkim zjawiskiem, odsetek irlandzkich niezamężnych matek, które zostały przyjęte do domów dla matek i dziecka lub domów wiejskich w dwudziestym wieku, był prawdopodobnie najwyższy na świecie”.
Kobiety przyjmowane do placówek miały od 12 do 40 lat, ale zdecydowana większość – ok. 80 proc. z nich – była w wieku od 18 do 29 lat. Zdaniem komisji oznacza to, że w domach dla samotnych matek zamykano dziewczęta, które nie miały ani środków do życia, ani wiedzy, umiejętności czy doświadczenia koniecznych do zdobycia takich środków pozwalających im na samodzielne utrzymanie się.
Krótko mówiąc, pensjonariuszki tych domów nie miały dokąd pójść, a systemowe rozwiązanie, które miało im pomóc, stawało się tak naprawdę dla nich wyrokiem.
Presja społeczna była tak wielka, że zarówno rodziny, jak i lokalne społeczności traktowały młode dziewczyny z nieślubnymi dziećmi jak wyrzutki. Także ich dzieci doświadczały traumy odrzucenia i stygmatyzacji.
Innym aspektem, na który zwracają uwagę autorzy raportu, jest kwestia przymusowego oddawania nieślubnych dzieci do adopcji lub do rodzin zastępczych. W zbadanych 18 placówkach do adopcji oddano ponad 1600 dzieci, z czego większość wyjechała do Stanów Zjednoczonych.
Adopcja sama w sobie nie byłaby zła, jednak w raporcie podkreślono, że w zdecydowanej większości przypadków dzieci odbierano matkom niedługo po porodzie wbrew ich woli. Zapisy o rodzinach zastępczych czy adopcyjnych są niepełne i zdaniem komisji było to działanie mające na celu utrudnić lub wręcz uniemożliwić matkom odszukanie ich dzieci.
Ocenia się, że w skali całego kraju w ten sposób od matek oddzielono przynajmniej kilka tysięcy dzieci, z których wiele może nawet nie zdawać sobie sprawy, że zostało urodzonych w przytułkach dla samotnych matek w Irlandii. Szczególnie te oddane do adopcji rodzinom w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii mogą być całkowicie nieświadome swojego pochodzenia, a odnalezienie ich obecnie jest praktycznie niemożliwe. W zeznaniach kobiet spisanych na potrzeby raportu przewija się motyw poczucia niepowetowanej straty. Wiele z nich podkreśla, że odebranie im ich małych dzieci, często nawet bez możliwości pożegnania się z nimi, naraziło je na trwającą całe życie traumę i często było przyczyną długotrwałych kłopotów o podłożu psychologicznym.
Zdaniem komisji za wszystkie doznane krzywdy wszystkim pensjonariuszom domów matki i dziecka należy się zadośćuczynienie od państwa, bo to instytucje państwowe formalnie sprawowały pieczę nad tego typu placówkami. Zgodnie z sugestią zawartą w raporcie zadośćuczynienie będzie miało formę finansową, jednak jeszcze nie wiadomo, jaką konkretnie. Wypłat rekompensat mogą się spodziewać wszystkie kobiety i ich dzieci, które w domach samotnej matki spędziły przynajmniej sześć miesięcy.
Za niewłaściwe działanie przytułków przeprosił już w imieniu państwa irlandzkiego obecny premier Micheál Martin. Do przeprosin dołączyli najwyżsi hierarchowie wszystkich kościołów, które były odpowiedzialne za zakładanie i prowadzenie domów samotnej matki. Wszyscy wyrazili ubolewanie z powodu cierpień, których doznały kobiety tam mieszkające oraz ich dzieci.
Premier zapowiedział także, że rekompensaty będą wypłacane z budżetu, ale jednocześnie członkowie jego gabinetu zaznaczyli, że do wypłat powinny dołączyć także kościoły, które prowadziły domy dla samotnych matek.
Jednym z aspektów, na którym skupia się opublikowany w styczniu raport, jest tzw. historia społeczna, czyli powody, które doprowadziły do powstania i do prowadzenia właśnie w ten sposób domów dla matek z dziećmi.
W raporcie napisano, że w badanym okresie, czyli na przestrzeni ponad 70 lat, od roku 1922, Irlandia była „zimnym i surowym krajem dla wielu, prawdopodobnie dla większości, mieszkańców, szczególnie w pierwszej połowie tego okresu”. Jednocześnie autorzy zwracają uwagę, że przemiany społeczne w ciągu 76 badanych lat sprawiły, że „doświadczenia kobiet i dzieci w latach dwudziestych XX wieku znacznie różniły się od doświadczeń z lat dziewięćdziesiątych”.
Komisja podkreśliła, że domy samotnej matki były przejawem dyskryminacji kobiet w społeczeństwie irlandzkim, ale także zapewniały matkom i ich nieślubnym dzieciom opiekę i schronienie w czasach, kiedy takiej opieki i schronienia kobiety nie mogły spodziewać się ani od lokalnych społeczności, ani od własnych rodzin.
Piętnowanie pozamałżeńskich ciąż i stygmatyzowanie samotnych matek doprowadziło do sytuacji, że najczęściej do przytułków kobiety trafiały na polecenie swoich rodziców, którzy za wszelką cenę chcieli ukryć to, co ich zdaniem przynosiło wstyd rodzinie. Jednocześnie panowało społeczne przyzwolenie na to, by ojcowie dzieci nie zajmowali się nimi ani nawet nie łożyli na ich utrzymanie. Taki układ społeczny sprawiał, że niezamężne kobiety, które zaszły w ciążę były spychane na margines społeczny i faktycznie pozbawiane środków do życia. Nie miały szans na znalezienie pracy, były odrzucane przez lokalne społeczności, a ich rodziny próbowały się ich pozbyć. W takiej sytuacji domy dla samotnych matek były jednym miejscem, gdzie kobiety mogły zamieszkać.
Społeczeństwo i cały system przyczyniły się do tragedii dziesiątek tysięcy kobiet i ich dzieci. To samo społeczeństwo podobnie traktowało i dzieci, które wychowywały się w domach dla matek z dziećmi. Te, które nie trafiły do adopcji były tak samo napiętnowane jak ich matki. W szkołach były traktowane gorzej niż reszta rówieśników, miały potem trudności ze znalezieniem pracy czy przystosowaniem się do lokalnych społeczności.
Krzywd wyrządzonych tym najsłabszym, samotnym matkom i ich dzieciom nikt już dziś nie wynagrodzi. Wiele z nich nie doczekało również publikacji raportu. Można jedynie mówić o nauczce na przyszłość i o tym, by taka sytuacja się więcej nie powtórzyła ani w Irlandii, ani w żadnym innym kraju.
Pochylone głowy polityków i hierarchów kościołów czy też przełożonych zakonów prowadzących przytułki dla matek z dziećmi dają nadzieję, że z tej bolesnej lekcji wyniesiono nauczkę. Jednak także i my musimy zrozumieć, że to właśnie my – jako całe społeczeństwo, ale też jako jednostki – dajemy przyzwolenie albo sprzeciwiamy się takiemu a nie innemu traktowaniu innych ludzi. Nawet jeśli są to ludzie, którzy są nam obcy albo którzy w oczach innych są mniej warci.
Krzysztof Wiśniewski