reklama

Przewrotka - Era Putlera

Wtorek, 10 Maj 2022

ERA PUTLERA

To miało nigdy się nie wydarzyć. Przynajmniej za naszego życia, a na pewno nie w XXI wieku. Wojna w Europie. Władimir Putin. Mały wielki człowiek? Może dla Rosjan, którzy wspierają dyktatora w ponad 70 procentach. „Putler” rzucił bomby, w ojczyźnie zbiera hołdy. Tam nie ma wojny, jest tylko „zbrojna interwencja”. I Polska to jego wróg. Coś nieprawdopodobnego!

MACIEJ WEBER

18 marca na stadionie Łużniki w Moskwie odbył się wielki koncert ku czci, z dyktatorem wielbionym przez tłumy. Interwencja na Ukrainie to ponoć wyzwolenie dla miejscowej ludności przeciwko rządom faszystów. Wiec na arenie, gdzie jeszcze niedawno planowano mecz polskich piłkarzy z ruskimi o awans do mistrzostw świata, zmienił się w demonstrację siły, z powiewającymi flagami i tłumami powtarzającymi imię wodza. To właśnie ta demonstracja przypominała spotkanie faszystów. Niemców, którzy uwierzyli w Adolfa Hitlera. Prawie cały świat odbiera Rosjanom gromadzone przez lata dobra, zdobycze kultury i najnowszej techniki. A oni mówią, że wierzą w Rosję i po Ukrainie chcieliby czegoś jeszcze większego. Kolejnych zdobyczy. W ankiecie prawicowego portalu 75 procent ankietowanych mówi, że następna powinna być Polska. Intuicję miała irlandzka władza, która stanowczo sprzeciwiła się manewrom rosyjskiej floty m.in. u wybrzeży Cork. Do tego szczęśliwie nie doszło. A gdyby doszło, to też byłoby coś nieprawdopodobnego.

Amerykanie już od października trąbili, że Ruscy wejdą na Ukrainę. Nikt jednak się nie spodziewał, że odbędzie się to z takim przytupem. I że w dzisiejszych czasach agresor będzie walić w cywilne bloki, w teatry, szpitale i wszystko, w co cywilizowany naród nie ma prawa uderzyć. Prawie cały świat (ale jak zwykle niecały) widzi i grzmi, a wysłannicy Putlera opowiadają, że nikogo nie atakują, a bronią pokoju. Takie idiotyzmy mogą opowiadać – za przeproszeniem – „kacapom”. Polacy przez dziesięciolecia musieli cierpieć pod komunistycznym butem, ale zawsze przecież swoje wiedzieli. Rosjanie natomiast toczą w kolejkach wojny o cukier. Rubel tak stracił na wartości, że może być wymiennie używany z papierem toaletowym (którego już im niedługo zabraknie). O wojnie i zabijaniu dzieci ponoć niczego nie wiedzą. Choć z drugiej strony o wojnie nie wiedzą, a o tym, kiedy im zamkną McDonald’s wiedzieli, przez co w ostatnim dniu funkcjonowania ustawiali się w kilometrowych kolejkach. Proszę wybaczyć, że znów się powtarzamy. Ale to jednak coś nieprawdopodobnego.

Są oczywiście Rosjanie, którzy płaczą i płacą za koncepcje wodza i próbują powiedzieć, że czas to wszystko przerwać i nie chcą, aby kojarzyć ich ze zbrodniarzem. Takim mianem określił zresztą Putina kongres amerykański oraz Joe Biden, co natychmiast spotkało się ze sprzeciwem tak zwanej rosyjskiej dyplomacji. A tylko na dyplomacji oraz zamykaniu kurków musi polegać NATO, czyli najsilniejsza na świecie organizacja, do której w sumie szczęśliwie należą Polacy. Dyktator pierwszego dnia wojny ostrzegł bowiem, że jak ktoś mu się wtrąci, to użyje wszelkich dostępnych środków. Na liście jego zasięgów nuklearnych jest niestety Warszawa. Choć jest także Berlin, i to akurat dobra wiadomość, bo musi się wstrzymać. Ale, że zamiast piłkarskich mistrzostw czy pójścia do kina z dziewczyną musimy taki temat rozważać. Do bólu nudne – coś nieprawdopodobnego.

Putin od razu na początku wojny straszył NATO potencjałem nuklearnym. Fachowcy przekonują, że to strachy na lachy, ale lepiej uważać. Dlatego wszelkie apele Wołodymyra Zełenskiego o zamknięcie nieba nad Ukrainą były mitygowane przez Amerykanów i ich popleczników. Zamknięcie nieba oznaczałoby konieczność strzelania do rosyjskich samolotów. A to wzbudziłoby gniew Moskwy, co mogłoby poskutkować niewyobrażalnymi konsekwencjami. Dlatego sankcje i odcięcie możnych Rosjan od wpływów to jedyna droga. Mimo iż przyzwyczailiśmy się do wieści, że giną niewinni ludzie. Gdy nas to nie dotyczy – można, niestety, się przyzwyczaić.

Tymczasem nasza delegacja pojechała do Kijowa zamanifestować poparcie dla obrońców ojczyzny. W towarzystwie premierów Czech i Słowenii. Bardzo pożyteczna inicjatywa. I bardzo rozsądna, bo podróż odbyła się pociągiem, a samolot Rosjanie mogliby na przykład „przez pomyłkę” lub nieuwagę zestrzelić. Premier Mateusz Morawiecki i wicepremier Jarosław Kaczyński tym przyjazdem zrobili dobrą robotę. I wykazali się sporą odwagą, bo przecież pod nadlatujące bomby nie każdy zdecydowałby się pojechać. Niestety Jarosław K., któremu nieprzychylni zarzucali m.in. właśnie brak odwagi, nie wykorzystał okazji, aby mądrze pomilczeć. Chciał, jak nieżyjący już brat, przejść do historii odważną inicjatywą. Lech Kaczyński zasłynął brawurowymi deklaracjami, gdy Rosja atakowała Gruzję. Prezes Prawa i Sprawiedliwości zaproponował, by do Ukrainy udała się pokojowa misja NATO. Ale uzbrojona, bo przecież trzeba się bronić. I to nie mogło się spodobać okupantowi. Na szczęście Amerykanie ten pomysł spacyfikowali. Jarosław Kaczyński świetnie umie się poruszać w polityce wewnętrznej, nikt tak jak on nie umie prowadzić personalnych rozgrywek. Jednak na polityce międzynarodowej się nie zna i niepotrzebnie pakował swoje trzy grosze. Wcześniej polski rząd chciał, by polskie samoloty z polskich lotnisk doleciały na pomoc Ukrainie. To też zostało ukrócone przez NATO. Pewnych rzeczy po prostu nie należy robić. No, coś nieprawdopodobnego.

Jarosław Kaczyński ma 167 cm wzrostu. Oczywiście z dyktatorami go nie porównujemy, ale przy tej okazji aż kusi przypomnieć, jak nikczemnego wzrostu bywali zazwyczaj politycy wpływający na losy ludzkości. Tak w krajowym, jak i globalnym wymiarze. Sam superman Putin, o którym swego czasu marzyły rosyjskie kobiety, jest wyższy ledwie o trzy centymetry. Dmitrij Miedwiediew, który zastępował go na stanowisku prezydenta Rosji, kiedy Putin jeszcze nie zmienił konstytucji, ma 163 cm. To już doprawdy zabawne. I – to żadna niespodzianka – aż coś nieprawdopodobnego. Jak to jest, że cała ta wataha dryblasów słucha się tych wszystkich – za przeproszeniem – kurdupli. Przykłady: Napoleon Bonaparte – 168 cm, Benito Mussolini – 169, Włodzimierz Lenin – 165, Józef Stalin – 164, Lech Wałęsa – 169, Aleksander Kwaśniewski – 171. Przy okazji niedawny francuski prezydent Nicholas Sarkozy – 166 (obecny Emmanuel Macron – 173). Przy tych wszystkich liczbach 175 cm Adolfa Hitlera to naprawdę coś. A 182 polskiego prezydenta Andrzeja Dudy naprawdę imponuje. Nie ma wstydu przy prezydentach amerykańskich. Barack Obama – 187, Donald Trump – 190 i nawet Joe Biden – 182. Kiedyś prezydentem Francji był Charles de Gaulle – 196. To już strefa nieba, zamknięta. No i niekoniecznie, ku pokrzepieniu. Bohater Ukrainy – Wołodymyr Zełenski – 170. Na szczęście mer Kijowa, były mistrz boksu Witalij Kliczko, ma dwa metry plus jeszcze centymetr. I choć Putler ma czarny pas w judo, to takiemu zawodnikowi nigdy nie podskoczy. Bez względu na to, co Putler pier…i na temat wojny. Jego era to temat schyłkowy.